
Z dnia na dzień coraz bardziej zaczynam przywyczajać się do myśli, że nigdy już nie będzie "normalnie". W gruncie rzeczy nidgy nie było. Ale kiedyś myślałam, że jest. Kiedy mieszkałam z moim byłym narzeczonym, było jak w starym dobrym małżeństwie - oczywiście ja nie wiedziałam o tym, że tak nie jest, że on ciągle mnie oszukuje, że nie mówi o swoich problemach, które z dnia na dzien narastały z jego winy, aż w końcu go przerosły. Żyłam jak mała ślepa dzieczynka, która żyje w wyidealizowanym świecie stworzonym przez kogoś- tym kimś był oczywiście mój ex. Mówił mi zawsze wszystko to co jego zdaniem powinnam usłyszeć, on uważał, że wiedza o niektórych sprawach jest dla mnie zbędna, żebym się nie martwiła... Paradoks, że w jeden dzien dowiedziałam się o wszystkim kilku letnich kłamstwach. Nie potrafiłam tego skomentować dla mnie związek dwojga ludzi to wzajemne zaufanie i szczerość - z mojej strony było to w 100% a z jego? Jak mógł mi coś takiego zrobić? Zabił miłość w jedną chwilę. Już nigdy mu nie uwierze w ani jedno słowo. A skoro nie ufam, nie wierze i tak bardzo się zawiodłam to już związek jest bez przyszłości. Bo to ja płacę za jego błędy. Może jego największym błędem było to, że nie dzielił ze mna tak naprawdę swojego życia, wymyślił plan , a ja myślałam, że to rzeczywistość, że tak jest jak on mówi...Kurwa nic bardziej mylnego. Jak można komuś patrzeć w oczy i mówić takie bajki? Jak będzie cudownie, jak fajnie jest nam razem, jak zajebiście to razem stworzyliśmy. Rozjebał to w jedej chwili, skulił ogon i wyjechał tłumacząc, że robi to dla mojego dobra, żeby nam się kiedyś udało...tylko, że moje kiedyś nie ma już z nim nic wspólnego. Nie ufam, nie kocham i nie ma już nas. Zajebiście mnie skrzywdził, ale mam nadzieje, że "co mnie nie zabije to wzmocni..." tylko, że ja już naprawdę jestem tak wzmocniona przez życie, że już nie chce bardziej. Kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez niego - dziś nie wypbrażam z nim.
Tak sobie myślę, że to moje życie jest tak pod każdym względem nienormalne, że ta nienormalność jest już dla mnie normalna.
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy ja się wogóle kiedyś jeszcze zakocham? Byłam kiedyś bardzo uczuciowa i ta dawna ja już dawno zakochałaby się w "kochanku". Ta dawna ja czułaby motylice w brzuchu, patrzyła w telefon oczekując na smsa i te inne rzeczy, które robi zakochana dziewczyna tak daleka teraz ode mnie. Czy będę żyła kiedyś tak jak żyją inni? Dom, dzieci, praca i ... idealny pod prawie każdym względem mąż?
Chociaż czy wogóle coś takiego istnieje? Nie znam takiego domu. W którym byłoby nie tylko na pozór ale naprawdę dobrze. Kurwa jaki ten świat jest zjebany! Kiedy myślimy, że już wszystko jest ok w najbardziej nieodpowiednim momencie zawsze wszystko się pieprzy.
Kiedy ktoś zapyta jakie mam plany na przyszłość to co mu odpowiem? Nie mam żadnych ... Chce być poprostu szczęśliwa. Wiem tylko to co zrobie jutro, chociaż nawet tego do końca nie wiem, więc co ja moge planowac? Może to dobrze, że juz nie mam takich konkretnych marzeń i planów, bo znowu wszystko by szlag trafił. Miałam je jeszcze rok temu- dosłownie całe życie zaplanowane. A teraz? Nic. To dobrze. Przynajmniej nie poczuje znowu jak smakuje chwila w której wszystko rozpierdala się jak bańka mydlana.
"Wolność ma wysoką cenę, równie wysoką jak niewola. Jedyna różnica polega na tym, że te cenę płaci się z przyjemnością i uśmiechem, nawet jeśli czasem bywa to uśmiech przez łzy".
Paulo Coelho
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz